Karolina Kotas – moja historia

Karolina Kotas - moja historia

Karolina Kotas – moja historia, czyli jak to się zaczęło…

Moja historia to…. 24 lata, 1 mln zł długu i brak dalszych perspektyw… Jestem przykładem, że jak się chce to się da.

Piszesz mi, że mam małe doświadczenie życiowe?

Zobaczymy, czy po przeczytaniu tego tekstu dalej będziesz tak uważać.

Jestem ciekawa, czy w wieku 24 lat miałaś ponad 500 000 zł długu (właściwie to 1 milion, ale dla uproszczenia przyjmijmy, że połowa solidarnie przypadła na mojego wspólnika), nie miałaś pracy, nie miałaś kontaktu z rodziną i nie miałaś pojęcia co masz dalej ze sobą zrobić. Miałaś 24 lata i myślałaś, że Twoje życie się już skończyło.

Nie miałaś ? A to tylko jedna z historii z mojego życia…

Zaskoczyłam Cię, co?
Widzisz mnie dziś na Instagramie. Blondynka z markową torebką w dobrym samochodzie. Wakacje w ciepłych krajach, ładny dom, uśmiechnięte dziecko. Myślisz „Ta, to kuźwa ma życie!”, „Ale się ustawiła!”, „Na pewno jest z Nim dla kasy i złapała Go na dziecko”. To tylko przykłady. Nie muszę dostawać takich wiadomości żeby wiedzieć, co niektórzy ludzie myślą i jaką opinię mi wystawiają oceniając mnie tylko po kilku zdjęciach w Internecie.
Myślałaś, że zawsze wszystko szło mi gładko, że jestem dzieckiem z dobrego domu, które nie wie co to problemy i wszystko miało podane na tacy? Zobacz, jak bardzo można się pomylić oceniając kogoś, kogo tak naprawdę się nie zna.

Doświadczenie życiowe i to gdzie teraz jestem…

Dziś jestem tu, gdzie jestem. Nie będę ściemniać – osiągnęłam szeroko rozumiany sukces życiowy. Przeszłam długą, pełną zakrętów i trudną drogę zaliczając naprawdę bolesny życiowy dół. Upadłam tak nisko, że czułam że wręcz topię się w tym bagnie.

Wiem, co to życie na szczycie, kiedy myślisz że jest tak zajebiście, że lepiej już być nie może i wiem, co to znaczy musieć przeżyć za 20 zł na tydzień. Myślisz, że wymyślam? Nic bardziej mylnego. Dodam, że w tym czasie miałam jeszcze psa, któremu też musiałam kupić jedzenie… Niby bzdura, ale kiedy obracasz w rękach na każdą stronę ostatni 20 złotowy banknot to posiadanie psa może być problemem. Nie miałam na czynsz za mieszkanie, na paliwo do samochodu, o jakichkolwiek przyjemnościach mogłam zapomnieć. Luksusem był dla mnie tusz do rzęs za 5 zł. Zaliczyłam taką życiową glebę, że żeby mieć pieniądze na życie musiałam sprzedać swoje rzeczy. Po co mi biżuteria z diamentami czy drogie ciuchy kiedy liczy się przeżycie kolejnego dnia ? Spadłam z wysokiego konia. Było mi cholernie ciężko. Choć tak naprawdę nie brak pieniędzy był problemem. Człowiek musi się po prostu przyzwyczaić do nowych warunków. Najgorsza była świadomość tego, że mam długi. Jest pewna ilość informacji i problemów, które jeden człowiek potrafi udźwignąć w danym czasie. Na mnie spadło dosłownie wszystko. Podupadłam na zdrowiu (ważyłam niecałe 45 kg przy wzroście ponad 170 cm), wyglądałam jak śmierć, rozpadł się mój wieloletni związek a wraz z nim jak domino padły wszystkie prowadzone przez nas interesy. Ufałam za bardzo. Zostałam sama, bez pieniędzy. Jedyne, co mi zostało to ogromne długi. Za chwilę pojawiły się pisma i telefony od komorników, firm windykacyjnych i sądów. Miałam różne myśli. Tak naprawdę to nie chciało mi się żyć. Uwierz mi…

Zawsze byłam przedsiębiorcza. Jako dziecko nie dostawałam kieszonkowego. Ale zawsze umiałam zrobić coś z niczego. Wykombinować coś żeby mieć swoja kasę. Myłam rodzicom samochody, oddawałam butelki z piwa (nie śmiej się :)) , kiedy byłam już w liceum to dawałam korepetycje – miałam 3 podopiecznych i z każdym widziałam się minimum raz w tygodniu, pisałam artykuły do gazety… Jeszcze kilka innych zajęć by się znalazło. Generalnie od najmłodszych lat byłam bardzo samodzielna i zawsze starałam się być niezależna. I to akurat do dziś się nie zmieniło.

Kiedy więc wyjechałam na studia naturalne było dla mnie podjęcie pracy. Tak naprawdę nie musiałam tego robić bo rodzice mogli mi bez problemu zagwarantować „wygodne” życie, ale chciałam. Mogłam swobodnie korzystać z tego, że opłacaliby mi mieszkanie, dawali pieniądze na życie, samochód i w zasadzie na wszystko, na co bym chciała. Ale to nie ja. Żeby mieć na swoje przyjemności w wieku 19 lat zaczęłam pracować.

Nie będę rozpisywać się o swojej zawodowej drodze. Na to przyjdzie jeszcze czas. Fakt jest taki, że w wieku 24 lat prowadziłam kilka firm, zatrudniałam kilkanaście, w szczycie kilkadziesiąt osób a przez konto przechodziły setki tysięcy złotych. Tak rozhulana bańka niestety pękła. Z wielu różnych przyczyn (o tym też innym razem). Dziś wiem, że zabrakło mi po prostu doświadczenia. Szeroko rozumianego doświadczenia życiowego. „Gdybym wtedy miała ten rozum, co dziś…” – ten tekst jest w tym miejscu idealny. Wtedy – brak wiedzy spowodował, że w dużej mierze ludzie znajdujący się dookoła wykorzystali mnie, moją naiwność i to, że jestem bardzo młoda i bez bogatego, wspomnianego wcześniej życiowego doświadczenia.

Życie, a właściwie ludzie potrafią był brutalni. Uwierzcie mi. Kiedy chodzi o pieniądze i własną korzyść to – jak to się mówi – „nie pier…lą się w tańcu”. Kiedy było dobrze to wszyscy byli wokół mnie, chętni do pomocy i do robienia wspólnych biznesów. A kiedy wszystko walnęło to byli bezwzględni.

Finał był taki, że mając 24 lata nie miałam pracy, miałam 1 mln złotych długu (w tym był mój wspólnik więc na głowę przypadało około 500 000 zł), nie rozmawiałam ze swoimi rodzicami więc nie poszłam do nich po pomoc i myślałam, że moje życie się skończyło, choć tak naprawdę jeszcze się dobrze nie zaczęło. Przez moment chciałam umrzeć, dosłownie. Miałam taką depresję, że chciałam zniknąć. Ja, a wraz z ze mną zniknęłyby wszystkie problemy. Takie myśli miałam na szczęście tylko przez chwilę.

Jestem typem, dla którego szklanka jest zawsze do połowy pełna. Jeśli śledzisz mnie na Instagramie to wiesz, że często to powtarzam. Uwierz mi, że zmuszenie się do takiego myślenia w tamtym czasie graniczyło z cudem. Wyczynem było dla mnie czasami wstanie z łóżka bo nie wiedziałam co dziś przyniesie dzień, kto zadzwoni po pieniądze i co mam ze sobą zrobić. To był koszmar. Koszmar, którego nikomu nie życzę. Serio.

W wieku 28 lat spłaciłam ostatni dług. Tak, dobrze widzisz. W ciągu 4 lat spłaciłam ponad pół miliona złotych. Nie pożyczyłam tych pieniędzy od nikogo, nikt mi ich nie dał. Każdy jeden grosz mojego długu odrobiłam sama. Zarobiłam te pieniądze i oddałam. Miałam do wyboru do końca życia uciekać przed problemami albo się ich pozbyć. Chciałam być uczciwa wobec ludzi, którym była dłużna pieniądze i chciałam być szczera wobec siebie nie udając kogoś, kim nie jestem. Mogłam przecież wygodnie żyć udając, że ten problem nie istnieje. Mogłam udawać osobę, która ma piękne życie, a na koncie hula wiatr a wraz z nim siedzi tam kilku komorników na kilkaset tysięcy złotych. Ale nie! Nie schowałam głowy w piasek, wiedziałam, że dam radę. I dałam. Chcesz wiedzieć jak? O tym napiszę konkretnie innym razem.

Póki co dam Ci kilka rad:

1. Nawet jeśli jesteś w najbardziej beznadziejnym, mówiąc wprost chu..owym momencie Twojego życia to zawsze wyglądaj tak, żeby ludzie chcieli z Tobą pracować, żeby patrząc na Ciebie myśleli, że chcą z Tobą robić biznes – nikt Ci nie zaufa, kiedy będziesz wyglądać jak półtora nieszczęścia. Owszem powie kilka słów na pocieszenie, poklepie po ramieniu, ale nie będzie chciał robić z Tobą interesów. Ludzie chcą robić biznesy z ludźmi sukcesu. A przynajmniej z takimi, którzy na takich wyglądają. Nawet jeśli w środku jesteś totalnie rozwalona, zżera Cię stres i brodzisz w bagnie to nie pokazuj tego po sobie. Ostrzegam, będzie ciężko. Ale trudno, musisz spiąć dupę i założyć maskę z uśmiechem numer 5. Pomaluj się, ułóż włosy, ubierz najlepsze ciuchy w swojej szafie. Wychodząc z domu zamknij na klucz problemy. Idziesz przecież zmieniać swoje życie.

2. Odetnij się na chwilę od problemów. Dopiero kiedy poprzestawiałam w głowie klocki to uświadomiłam sobie, że nikt mnie za te długi nie zabije i że inni ludzie też zaliczają biznesowe wtopy, że nie jestem trędowata i że ze wszystkiego da się wyjść zaczęłam panować nad sytuacją. Przestałam gonić za swoim ogonem a zaczęłam rozwiązywać problemy. Jeden po drugim. Spisałam wszystkie na kartce i sukcesywnie skreślałam. To trudne, wiem, ale dopóki trochę się nie zdystansujesz to nie zaczniesz mieć na tyle wolnej głowy żeby móc normalnie funkcjonować i pracować. A praca (i to dobrze płatna) była mi wtedy bardzo potrzebna. Musiałam przecież zarobić na swoje długi.

3. Mierz wysoko. Zawsze wiedziałam, że nie ma dla mnie granic. Brzmi infantylnie ? Być może, ale naprawdę tak uważam. Oczywiście znam swoje możliwości i wiem co potrafię i na czym kompletnie się nie znam, ale nie nigdy nie bałam się mierzyć wysoko. W tamtym momencie mojego życia, po depresji, łzach i tygodniach załamania usiadłam na spokojnie i zaczęłam myśleć co mam dalej robić. Nie miałam już nic do stracenia więc tym bardziej nie bałam się stawiać poprzeczki wysoko. Tylko ten fakt sprawił, że byłam w stanie zarobić tyle pieniędzy w tak krótkim czasie.

4. Pracuj ciężko. Banał? Ale jakże prawdziwy. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nie miałam wtedy dziecka więc to było ogromne ułatwienie. Pracowałam od wczesnego rana do 22.00, czasem 23.00. Mowa oczywiście o godzinie powrotu do domu. Bo po powrocie były jeszcze maile i praca papierkowa. Był hardcore. Ale zarobione pieniądze dawały tyle satysfakcji, że miałam jeszcze większego kopa do działania.

5. Odetnij się o toksycznych ludzi. To pijawki. Pijawki energetyczne i finansowe. Demotywują Cię. Ciągną w dół. Podcinają skrzydła w momencie, kiedy potrzebujesz wsparcia i motywacji. Czasem tylko kilka dobrych słów jest w stanie zdziałać cuda. Dlatego wszystkim wampirom energetycznym, ludziom obłudnym, fałszywym zamknij drzwi do swojego życia.

Rad znalazło by się jeszcze dużo. Przyjdzie na to miejsce i czas. Jedno za to jest pewne. Pomimo tak młodego wieku przeżyłam dużo. Niejeden na moim miejscu by się załamał. Większość ludzi, kiedy słyszy tą historię to otwiera szeroko oczy i nie wierzy, ze dałam radę. Ja za to – dzisiaj – wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Że jestem w stanie znieść dużo i każdy problem, na który mam realny wpływ jest do rozwiązania. Doceniam małe rzeczy. Nie przejmuję się bzdurami. Nie szukam na siłę problemów. I najważniejsze – nie oceniam ludzi nie znając ich historii. Nigdy też nie segreguję ludzi ze względu na grubość portfela bo to nie ilość posiadanych pieniędzy świadczy o człowieku. Dla mnie zawsze liczy się sam człowiek a nie Jego majątek. To jest zasada, której będę się zawsze trzymać.

Dziś na wiele spraw patrzę całkiem inaczej. Życie dało mi taką lekcję, że żadne studia, kursy ani żaden podręcznik nie jest w stanie Was tyle nauczyć. Możesz myśleć inaczej, ale ja uważam, że mam ogromne doświadczenie życiowe. Niezależnie od tego, czy się ze mną zgadzasz – nie życzę Ci w każdym razie żebyś była na moim miejscu.

Na koniec chcę napisać coś bardzo oczywistego, ale jakże – co mój przypadek udowadnia – prawdziwego. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Nie ma takiego dołka, z którego nie da się odbić. Bagna, z którego nie da się wyjść. Jestem na to najlepszym przykładem. Dziś jestem niezależną finansowo kobietą. Cenię sobie to, że nie muszę liczyć tylko na mojego męża (żeby było jasne – nie neguję tego, nie oceniam. Ja po prostu lubię mieć swoje pieniądze i być niezależna). Z 24-latki z ogromnym długiem dziś, w wieku 31 lat mogę sobie pozwolić na ponadstandardowe życiowe przyjemności. Osiągnęłam to sama. Dziś już nie wstydzę się mówić o tym, co przeszłam. Biznes to ryzyko a ja niestety miałam „przyjemność” posmakować tej gorzkiej strony. Nie uciekłam od problemów tylko stawiłam im czoła i je rozwiązałam. I jako kobieta jestem z siebie naprawdę dumna.

Każdy w życiu ma różne problemy. Każdy przeżywa je inaczej i mają one inny wymiar, kaliber. Dla jednego sytuacją bez wyjścia, która totalnie kogoś złamie jest dług 10 tysięcy złotych. Dla innego 1 milion to pryszcz. Dla jednych to brak pracy, trudności w jej znalezieniu. Dla innych są to problemy w małżeństwie. Inni znów mogą mieć problemy z używkami, zmagać się z alkoholizmem lub mieć w domu alkoholika. I wreszcie na koniec – problemy ze zdrowiem, choroby (swoje i bliskich). Problemy są przeróżne – cały wachlarz w różnych kolorach i z jeszcze większą ilością odcieni. I każdy je inaczej przeżywa. Ja niestety nie mam recepty na wszystkie. Nie wiem jak je wszystkie rozwiązać bo niestety nie znam się na wszystkim. Za to, kiedy nie masz pojęcia, co dalej zrobić bo myślisz, że jesteś w najgorszym momencie swojego życia, wiem jak sobie z tym poradzić. Dlaczego? Bo sama tą lekcję odrobiłam.

Dowiedz się więcej O MNIE – TUTAJ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *